sobota, 5 sierpnia 2017

Wte i wewte


Adam Pluszka - Wte i wewte - z tłumaczami o przekładach
(słowo/ obraz terytoria, Gdańsk - Warszawa 2016)

Spodziewałam się bardzo ciekawych rozmów na temat istoty przekładów, problemów językowych, czy roli tłumacza jako czynnego artysty. Niestety, nie przyszło mi do głowy, że autor książki, który przeprowadza wywiady z kolejnymi tłumaczami, okazać się może człowiekiem o nadzwyczaj płytkiej wyobraźni (rajem na ziemi byłaby dla niego lewacka tolerancja totalna) ani że większość jego gości zdaje się oddychać oparami tuszu Wyborczej. Rezultat jest taki, że Pluszka nie potrafi ciekawie drążyć tematu i prześlizguje się po powierzchni rzeczy, zaś jego rozmówcy nie starają się zbytnio przybliżyć czytelnikowi pracy tłumacza i związanych z nimi problemów.

Źle jest już na początku, gdy niejaki pan Świerkowski niemal błaga o psychiatrę, bo jedynym powodem, dla którego nie popełnił jeszcze samobójstwa jest jego lenistwo, zwłaszcza umysłowe. Potem mamy na przykład jakiegoś Żukowskiego, który nie widzi nic złego w całkowitym uprzedmiotawianiu kobiet w pornosach, ale nie potrafi sobie wyobrazić większej zbrodni w dziejach ludzkości niż zabijanie zwierząt (więc nie przetłumaczyłby książki o grillowaniu). Za to trudno się oprzeć wrażeniu, że z przyjemnością oglądałby publiczny, krwawy lincz na jakimś konserwatyście (kręgi prawicowo-narodowe nazwał “szlamem kultury”). Panowie chyba myśleli, że Pluszka przyszedł do nich z magazynu “Żenujące frustracje i ulewanie się ego”.

W miarę ciekawy jest wywiad na temat przekładów z chińskiego, ale - niestety - Pluszka nie potrafi wejść w to głębiej (nie rozróżnia nawet języków azjatyckich!), więc wymagający czytelnik może jedynie polizać cukierek przez szybę. Barbara Kopeć-Umiastowska (ta która słusznie wytknęła Dehnelowi translatorskie dyletanctwo) daje WRESZCIE jakieś przykłady tekstów, ale i ten wywiad nie jest za szczególny, a tłumaczka odpowiada na pytania jakby od niechcenia (był upał, czy co?).

Cóż, kompletnie nietrafiony zakup, ale czy można było przewidzieć, że autor będzie na tyle nierozgarnięty, by pytać tłumaczki języka chińskiego o nieprzetłumaczalność haiku? Nie polecam.