poniedziałek, 9 lutego 2015

Nowele włoskie


Jarosław Iwaszkiewicz – Nowele włoskie
(Muza, 1994)

Pamiętam,  że gdy czytałam „Panny z Wilka” przeszło mi przez myśl: „Jak ładnie napisane. I jak zupełnie o niczym”. W „Dziennikach” Lechonia znalazłam potem uwagę na temat tego utworu: autor „Karmazynowego poematu” uznał, że jest on zakłamany i zwyczajnie – tak chyba się wyraził – głupi. Iwaszkiewicza gnało za granicę, bo – jak przyznał – nie potrafił pisać o świecie, który go otaczał. Potrzebował egzotyki, obcego piękna, natchnienia… Osobiście uważam, że jeśli autor nie potrafi pisać bez podróży i nowych widoków, to należy spytać, po co w ogóle pisze. „Nowele włoskie” zdają się odpowiadać: „Bo mam talent, ale nie wiem, co z nim zrobić”.

Miłosne opowiadania osadzone w scenerii włoskiej zdają się być tworzone na siłę. Przypominają klasyczny pejzaż uzdolnionego malarza, który czuje, że musi malować, skoro ma i pędzel, i farby, i widoki, ale nie jest w stanie dać od siebie żadnej głębszej treści. Do tego chyba nie za bardzo mu na tym zależy. A przy wyłuszczaniu, że bohaterka „Porwania Prozerpiny” nazywa się Kora – Och! Och! Tak samo jak w micie! Ojej! – pomyślałam, że autor musiał chyba pogardzać intelektem czytelników.


Zgrabnie spisane, wiejące sztuczyzną.