„Ludzie zwykle uważają, że problem polega na tym, jak pogodzić to, co
wiemy na temat rozmiarów wszechświata, z naszymi tradycyjnymi ideami
religijnymi. Okazuje się, że to nie jest żadnym problemem. Prawdziwy problem
polega na tym, że ogromny rozmiar wszechświata i znikomość ziemi były znane
przez wieki i nigdy nikomu nie śniło się, że mają one jakiś związek ze sprawą
religii. Po czym, niecałe sto lat temu, zostają one nagle sprokurowane jako
argumenty przeciwko chrześcijaństwu. A ludzie, którzy je prokurują, dokładnie
tuszują fakt, że były one znane od dawien dawna. Czy nie wydaje ci się, że wy,
wszyscy ateiści, jesteście bardzo mało dociekliwymi ludźmi?”
C.S. Lewis – Bóg na ławie
oskarżonych
(Pax, Warszawa 1985)
Ateiści często ośmieszają
wypowiedzi i pisma chrześcijan. Ale nigdy nie spotkałam się z tym, by któryś z
nich miast ośmieszania zdobywał się na jakiś rzetelny argument przeciw religii,
dochodząc do niego z całą powagą należną rozumowi ludzkiemu czy poszanowaniu
prawdy (innymi słowy – zachowując szacunek dla samego siebie). Zawsze jest albo
kpina, albo nabieranie wody w usta, czasem ledwie – przy istotnie dobrych
chęciach i szczerej wierze – brak dostrzegania własnych błędów logicznych i
osobistego dogmatyzmu. Nie chodzi mi tu zresztą o to, by porywać się na
obalanie największych filozofów, takich jak święci Tomasz czy Augustyn, ale o
to, że nikt rzetelnie nigdy nie postawił sobie zadania: „A teraz wykażę
bezzasadność wszystkich argumentów Lewisa czy Chestertona”. Czy to dlatego, że
przejawiają na tyle zdrowego rozsądku, że wiedzą, iż równałoby się to
całkowitemu samoośmieszeniu?
Warto sięgnąć po tę króciutką
książeczkę – warto polubić się z logiką i racjonalnym myśleniem.