Haruki Murakami – Przygoda z owcą
(Muza, czyta Piotr Grabowski)
Ponieważ absolutnie nie dam rady czytać jałowych, niemożebnie
długich, prowadzących donikąd SMĘTÓW pełnych alkoholu, jałowego seksu,
krocza i popędów, i rzucanych tytułów piosenek, nieistotnych dygresji,
bezcelowych wątków, a także nudnych i mdłych dialogów zupełnie papierowych
bohaterów, nie sięgnę już nigdy po nowego Murakamiego.
Przeczytałam 7 jego książek i pluję sobie w brodę, że nie skończyłam na jednej. Tak, odświeżyłam sobie "Przygodę z owcą".
Dalej są spoilery.
Prosty pomysł - przypadkiem zbudzony "duch owcy"
opętuje kolejnych ludzi, by ziścić swój plan zamiany świata w anarchię, gdzie
nic - po ludzku - nie miałoby sensu, aż w końcu opętany przyjaciel narratora
postanawia zabić siebie i tym samym owcę w środku. Prawdę tę przekazuje
narratorowi jako duch. Choć nie wiadomo dlaczego dopiero po pewnym czasie,
skoro swobodnie mógł sobie przejmować ciało żywej osoby - wydaje się, że
pogrywał sobie z bohaterem z czystych nudów. Nie wiadomo też, czemu duch ochoczo
żłopie piwo, ale co tam...
To jest – jeszcze – ten lepszy Murakami. Mamy zakończenie
„zagadki” (choć sporo niejasności pozostaje), dzięki magicznej interwencji (tu
w postaci nadnaturalnych właściwości uszu kochanki narratora), jakoś posuwamy
się naprzód (ale nie bez grzęźnięcia w mule nieistotności)… Kiedy więc mówię
„lepszy Murakami”, mam na myśli, że w kolejnych powieściach jest dużo, dużo
gorzej i to w większych ilościach, a nie, że warto się w ogóle po „Przygodę…”
schylać.
Czy dawniej byłam za łagodna? Zbyt tolerancyjna? Możliwe. Z tym
audiobookiem jest jeszcze ten problem, że lektorowi nie chce się uruchamiać
zbytnich emocji (inna sprawa, że u Murakamiego emocji tyle co kot napłakał),
przez co inni bohaterowie jeszcze bardziej zlewają się z mdłym narratorem, a
lektor pogarsza sprawę ponawianym wzdychaniem (co według niego miało chyba
dodać głębi i „życia”, ale tylko irytuje).
P.S. Po napisaniu tej notki odświeżyłam sobie też (niepotrzebnie)
„Koniec świata…”. Gdybym próbowała napisać streszczenie, zabrzmiałoby to pewnie
ciekawiej, niż jest w rzeczywistości, a tymczasem wrażenia, jakie pozostawia
lektura, można streścić w ciągu – krocze, popęd, wzwód, głupota, prymitywna
bajka, szczurowampiry, krocze, krocze, jałowy seks, oddawanie moczu, bardzo źle
napisany bohater (nie reaguje ani na to, że bandyci wywalają mu drzwi czy tną
brzuch, ani nie umie się złościć, że przez zabawy naukowca została mu doba
życia, którą spędza, susząc bieliznę nastolatki naciskającej go na seks i
chcącej widzieć jego wzwód), głupota, nędza, niekończące się wałęsanie się po świątyniach
szczurowampirów (które nie dość, że były zbędne – wiemy to po fakcie, a napalona
nastolatka wiedziała z góry - to do
niczego nie doprowadziły!), oddawanie moczu, muzyka, piwo, papierosy, jałowy
seks, bajeczka o podświadomości.
Bardzo żałuję tej lektury i wszystkim serdecznie odradzam.