Jose Carlom
Somoza – Zygzak
(Muza, Warszawa
2007)
Tłumacz
przetłumaczył „classified” jako „klasyfikowany”, mimo że dialog dotyczy ściśle
tajnych badań.
…
I to chyba
wszystko, co ciekawego jest w tym powieścidle.
…
Nie, poważnie,
łudziłam się, że opowieść o tajnych eksperymentach fizycznych (rzecz dotyczy
możliwości zaglądania w przeszłość) może sprawdzić się jako odprężające
czytadło, lecz nie. Narracja jest irytująco monotonna, a bohaterowie jednocześnie
odpychający i papierowi (zwłaszcza o jednym trudno orzec czy jest bardziej
obleśny czy nieciekawy). Niby od początku wiemy, że ma się wydarzyć coś
przerażającego, lecz ciężko się tego doczekać. Można spokojnie czytać po dwa
zdania z każdej strony, nie tracąc wątku, tak wiele tu zbędnego materiału (zwłaszcza
wtrętów seksualnych – wydaje się, jakby Somoza marzył o napisaniu porno, ale co
chwila przypominał sobie, że pisze co innego), ale nawet wtedy ziewa się niemal
do końca. Niestety, nikt nie powiedział autorowi, że ustawiczne i powtarzanie
zwrotów typu: „nie wiedziała, że najgorsze dopiero przed nią”, daje efekt
odwrotny do zamierzonego budowania napięcia. Nie podpowiedziano mu też, że w
autentycznej wściekłości człowiek nie snuje żadnych konkretnych myśli, zatem
opisywanie ich jako pragnienia, by ona sama się nie kończyła i zniszczyła
świat, po prostu całkowicie przeczy doświadczeniu i zdrowemu rozsądkowi (pa-pa,
realizmie). Monotonia i żenujące porno-ciągoty Somozy przesłaniają tu wszystko, przede wszystkim pomysł.
Jaki to pomysł? Oszczędzę
wam czytania tej nudy: taki, że za pomocą magii teorii strun czysta ludzka
furia (uczucie trwające zaledwie przez czas Plancka – a więc najmniejszą
sensowną fizycznie wielkość czasu) staje się czymś w rodzaju „bytu”, tzn.
zabija wszystkich naukowców w straszliwych męczarniach. Winniśmy przejąć się
tym, że owa furia przemieniona w maszynę do zadawania agonii to przeszłość
pozytywnego bohatera. A w sumie jedna scena z jego dzieciństwa. Ale nie można
się przejąć, bo bohater jest bardziej nijaki niż jednorazowa chusteczka z
cienkiego papieru. Niestety.
Kiepska to
książka, przy której człowiek śpieszy się, by jak najszybciej dojść do końca i
mieć ją z głowy. A przy tej wręcz pędziłam.
Nie polecam, oj
nie.